podrozowanie
  Góry, Fiordy, Lodowce
 

Zachodnia Norwegia to małe, ciche miasteczka, zielone doliny, strome szczyty wyrastające niemal pionowo wzdłuż długich fiordów, groźne łańcuchy górskie i biało-szaro-błękitne lodowce. Prawie raj... odwiedziliśmy. Do pełni szczęścia zabrakło tylko odrobiny więcej słońca.

Norwegia jest większa od Polski (odpowiednio 387 i 312 tys. km ), ale zamieszkuje ja zaledwie 4,4 miliona ludzi, z czego co dziesiąta osoba Żyje w Oslo. Sytuacja ta nie powinna jednak dziwić. Przecież jedna trzecia kraju leży za kręgiem polarnym, dwie trzecie stanowią góry. Czasami są one tylko "pagórkami" przypominającymi nasze Beskidy (wystarczy rozejrzeć się wokół Oslo), czasami jednak reprezentują potężne masywy: Jotunheimen, Rondane, Hardangervidda, Sylan. Ogromne obszary wciąż zamieszkują wyłącznie trolle.

NA KOLEJOWYM SZLAKU

Wraz z bratem postanowiliśmy zaufać lokalnym środkom lokomocji i własnym nogom. Wyruszyliśmy z Oslo pociągiem. Trasą do Bergen należy do ciekawszych. Odcinek pomiędzy Geilo a Myrdal zrobił na nas, mieszczuchach z równin, niesamowite wrażenie. Wygodny pociąg z lotniczymi fotelami sunął wzdłuż gigantycznego i ośnieżonego płaskowyżu Hardangervidda, co chwilę zagłębiając się w tunele, wznosząc ponad zielone doliny, mijając strome, okryte śniegiem szczyty i lodowate jeziora. A przecież był lipiec!

W Myrdal przesiedliśmy się do kolejki mknącej w dół ku Flam. Jest to najsłynniejsza i najciekawsza trasą kolejowa w Norwegii - ewidentny dowód geniuszu norweskich inżynierów. Zastanawialiśmy się, czy pociąg jest rzeczywiście zaopatrzony w 7 oddzielnych zestawów hamulców i czy - jak mówią przewodniki - rzeczywiście każdy z tych zestawów wystarczyłby, aby nas zatrzymać. Turyści, w znacznej części z Dalekiego Wschodu, biegali od okna do okna nie mogą zdecydować , z której strony jest piękniejszy widok. Sami tego doświadczyliśmy i to mimo przeciętnej pogody! Szczególnie efektowny był foto-postój przy szalejącym wodospadzie Kjossfossen (94m), który niemalże wciskał się do wagonika przez otwarte okno.

NA  WODZIE

Flam okazało się mało atrakcyjne. Stąd jednak odpływają szybkie statki na północ do Sogndal i na zachód do Bergen przez Balestrand, a także do Gudvangen poprzez Naeroyfjord. Ten ostatni odcinek jest uznawany za najciekawszy. Niestety, do głębokich fiordów rzadko docierają  promienie słoneczne. Brzegi są wysokie i prawie pionowe. Udaliśmy się do cichego Balestrand, stąd do Fjaerland, jeszcze cichszej osądy, do której niedawno można było się dostać tylko latem, oczywiście wodą. Obecnie jest tu 300 mieszkańców i kilka ... bibliotek. W jednej z nich znaleźliśmy nawet album o Nieborowie. Wody fiordu zadziwiły nas swa barwa: zielenią, kojarząca się nam z "Ludwikiem". Ponoć jest ona zasługą dużej ilości alg oraz okolicznych lodowców. W Fjaerdal można odwiedzić muzeum poświecone lodowcom. Ambitni, w ciągu 4-5 godzin, mogą 1000 metrów, by obejrzeć  zimny jęzor Flatbreen i fantastyczną panoramę. Mniej ambitni muszą zadowoli ć  widokiem z drogi. Nie radzę podchodzić zbyt blisko. W ciągu 15 minut spadły 3 małe lawiny!

W  POWIETRZU

Po szaleństwach w pobliżu Fjaerland wróciliśmy do cywilizacji, czyli do miasteczka Sogndal, oferującego 2 kempingi, 2 duże  sklepy i ... 30-minutowy przelot nad lodowiec Jostedalsbreen. Hydroplan, zgrabna Cessna, zabiera 5 osób, a przelot kosztuje 360 koron. Uważam, ze warto było wydać te pieniądze! Dopiero patrząc z góry zrozumieć można jak powstały moreny i jak poruszają się lodowce. Ich popękana biało-szara masa czasami przypomina zastygłą lawę. Duża część oglądanych pustkowi jest kompletnie niedostępna dla piechurów. Udało mi się nawet dostrzec najwyższy szczyt Norwegii. W pogodne dni jest wielu chętnych! Warto zabrać  ze sobą mapę, koniecznie aparat fotograficzny. Po raczej „płynnym” lądowaniu, czekała niespodzianka: pamiątkowy dyplom.

NA LODZIE

Jostedalsbreen to największy lodowiec na kontynencie europejskim. Ukształtował się 2,5 mln lat temu, prawdopodobnie 8-6 tys. lat temu całkowicie się rozpuścił  i ponownie zamarzł  niedawno - około roku 1750. Ze zdjęć z  początku tego wieku (do obejrzenia w Fjaerland lub Nigaardsbreen) wynika, że się kurczy i cofa w wielu miejscach. W 1991 na obszarze lodowca stworzono park narodowy o obszarze 1230 km kw. Samodzielne wchodzenie  na niego jest odradzane, w niektórych miejscach w ogóle zabronione. Latem można wybrać się na wycieczki z przewodnikiem. Dla całych rodzin są łatwiejsze 2-3-godzinne spacery, dla ambitnych dłuższe wyprawy z elementami alpinizmu. Organizatorzy zapewniają liny, raki i czekany, bez których bezpieczne sforsowanie większości podejść i głębokich pęknięć jest niemożliwe. Pod naporem potężnej masy lód zsuwa się i w wielu miejscach pęka, ukazując tajemniczą, niebieską czeluść. Latem rozpuszcza się w promieniach słońca. Tworzą się, ostre szpikulce i tunele o magicznych barwach. Czasami, pod płaskimi kawałkami skał topnieje wolniej i wówczas możemy obejrzeć niezwykłe "stoły" lub "grzyby". Lodowiec nigdy nie śpi, wciąż oddycha i porusza się. Firn, czyli niebieski, ziarnisty śnieg, powstający w wyniku wielokrotnej rekrystalizacji, jest efektownym tego dowodem. Niektóre jęzory przesuwają się w ciągu roku zaledwie o kilka centymetrów, inne pokonują średnio dwa metry dziennie. Zawsze są inne. Zawsze groźne. I zawsze inne.

WŚRÓD  TROLLI  I  GIGANTÓW

Jotunheimen oznacza dom mitycznych gigantów - jotunów. Od 1980 roku większość masywu tworzy Park Narodowy o powierzchni 1145 km . Szosą 55 z Sogndal do Lom wspina się maksymalnie na wysokoŚĠ1400 metrów. Funkcjonuje od czerwca do października, ale oferuje niezapomniane widoki na najdziksze części. Pieszą wycieczkę warto rozpocząć w Turtagro. Można pojechać dalej i przesiąść się w autobusy jadące do schronisk Juvashytta lub Spiterstulen. To ostatnie oferuje nawet hotel z basenem i kamping. Dojazd 18-kilometrowĄprywatna, zakaz wjazdu dla karawaningów! Spiterstulen znajduje się miedzy dwoma najwyższymi szczytami Norwegii. Wchodzi się na nie po skalach i zwykle w głębokim śniegu. Piec godzin to dobry czas. Pogoda zmienia się szybko, na gorsze oczywiście. Padający śnieg nie jest w lipcu rzadkością. Przy Juvashytta działa letnie centrum narciarskie.

Do wielkich atrakcji należy jeszcze największy nieuregulowany w tym kraju wodospad Vettifossen (275m) oraz opisane niegdyś przez H. Ibsena Bessegen, czyli wąski grzbiet między dwoma wielkimi jeziorami położonymi na różnych wysokościach. Każde przyciąga inną barwą. Mnie jednak bardziej oczarowały mniejsze oczka wodne, zwłaszcza przy schronisku Leirvasbu, często na wpółzamarznięte przez całe lato. Gdy rozszalała się totalna wichuro-ulewa, zasmakowałem "luksusu" w Olavsbu, schronisku bez obsługi. Nie zapomnę wieczoru spędzonego przy Świeczkach, wspaniałej atmosfery i długich gawęd nie tylko o górach. Spore wrażenie nie zrobiła na mnie para, która niespodziewanie wyciągnęła eleganckie kieliszki i butelkę wina. Wszyscy goście uczciwie się zarejestrowali i wrzucili należność za nocleg i jedzenie do skrzyneczki. W pamiątkowej księdze nie znalazłem nikogo z Polski. Czyżbym był pierwszy?

NAJBLIŻEJ NIEBA

Na terenie Parku Narodowego Jotunheimen znajduje się 27 najwyższych w Norwegii szczytów. Który sięga najbliżej nieba? Odpowiedź wcale nie jest łatwa. Jeszcze w 1981 roku mapy wskazywały na Glittertind - 2472 m n.p.m. Obecnie odejmuje się 20 metrów znajdującego się na szczycie lodowca. Pierwszeństwo przyznano więc Galdhopiggen - 2469 m. Pierwsi turyści wdrapali się na tę wysokość w połowie XIX wieku.

Możliwe są dwa podejścia:

- ze Spiterstulen, różnica wzniesień do pokonania 1400 metrów,
- z Juvashytta, łatwiejsze i szybsze, 2-3 godz. po lodowcu, ale wskazane jest towarzystwo przewodnika, różnica wzniesień - 650 m.

Na szczycie jest mały schron. W nim serwowana bywa lemoniada, herbata i kawa z rozpuszczającego się na dachu śniegu. Śmigłowiec dostarcza prowiant. Kiedyś przez całe wakacje, bez względu na aurę, mieszkała tu rodzina. Obecnie jednoosobowa obsługa codziennie przychodzi z Juvashytta. Dwa wcześniejsze schrony zostały zmiecione. Przy pięknej pogodzie panorama obejmuje 35 tys. km kwadratowych. Na Glittertind też  znajdowały dwie budki, lecz nie ma już po nich śladu. Nie ma więc też lemoniady i pieczątek, ale chyba to tu jest bliżej nieba.

Na miłośników mocniejszych wrażeń czekają jeszcze pokryte śniegiem i lodem giganty: Hurrungane i Fannaraken. O tej ostatniej części Ibsen napisał: "Nigdy nie wkraczaj tam!" Dziś, mimo ostrzeżenia, setki piechurów co roku odwiedzają ten groźny fragment: tylko jeden szlak i jedno schronisko czekają na nich tuż pod najwyższym szczytem i olbrzymim lodowcem. Wybudowane w 1926 roku na wysokości 2068 m. wraz ze stacją meteorologiczną jest schroniskiem najwyżej położonym w Norwegii. Druga perła to Hurrungane - ulubione miejsce alpinistów. Najwyższy szczyt Storen wznosi się na wysokość 2403 m. Tuż pod nim, między trzema lodowcami, jest Skagastolsbu - schronisko 3 kat., czyli bez obsługi i prowiantu, ale za to z ... sześcioma łóżeczkami!

TRANSPORT

Z Oslo do najdłuższego w Europie fiordu najtaniej można dostać  się autobusem, na przykład do Sogndal (ok. 320 koron). Za przejazd pociągiem do Flam płaci się 400 NOK plus 20 za rezerwację do Myrdal. Zniżek nie ma. Szybkie statki i promy są drogie, np. Flåm - Sogndal 115 NOK, ale studenci płacą połowę. Autobusy - bardzo wygodne, prawie wszystkie z toaletami. Zwykle były puste, jedynie kursy z/do Oslo w weekendy stanowiły wyjątek. Bilety kupuje się u kierowców, którzy dobrze mówią po angielsku, dworców raczej nie ma. Za jeden km płaci się około 1 NOK, łatwo obliczyć koszty. Wiele firm przyznaje 50% zniżki studentom, ale tylko uczącym się w Norwegii. Za to grupy, już od 2 osób (!!!), płacą 75%. Warto pytać o szczegóły. Kierowcy są bardzo grzeczni i znakomicie spisują się w górskich warunkach. Czekanie na autostop? Oczywiście można spróbować, ale jest to niełatwe. Czasami trzeba czekać wiele godzin, cierpliwie znosząc komentarze kierowców oraz smród spalin. Z Oslo do gór Jotunheimen najszybciej można dojechać autobusem do Ovre Ardal, Eidsbugarden lub Gjendesheim - około 250 NOK.

TURYSTYKA GÓRSKA

Poprzez głębokie doliny prowadzą oznakowane i nieoznakowane szlaki turystyczne. Schroniska oddalone są od siebie o kilka godzin marszu. Większość z nich, czyli ponad 320, należy do Den Norske Turistforening (DNT), czyli Norweskiego Towarzystwa Turystyki Górskiej. Adres głównej siedziby w Oslo: Stortgata 3, obok katedry, tel. 22 82 28 00. Można tam dostać bezpłatne mapki z trasami i czasami przejść oraz coś co dla niezmotoryzowanych może okazać się potem NA WAGĘ ZŁOTA: rozkłady jazdy wszelkich środków lokomocji kursujących do i wokół interesujących nas górach Jotunheimen to oczywiście nie Tatry. Mniej turystów, więcej przestrzeni, dzikich zakątków i szczytów, gorzej oznakowane szlaki, uboga tundrowa flora, czyściej! Konieczna dokładna mapa (1:100 000 w DNT za 95 NOK). Rowerzystom i zwolennikom niższych gór polecam płaskowyż Hardangervidda lub masyw Rondane, też potężne i znajdujące się równie blisko Oslo. Ewentualnie, bardziej na północy, słynna trasę trolli. Spacer na lodowcu kosztuje od 110-175 (Jotunheimen) do 200-400 NOK (Jostedalsbreen).

NOCLEGI

W górach w ciągu 2 tygodni 4 dni były bez deszczu, całkowicie bezchmurny zaledwie jeden. W nocy temperatura spadała prawie do zera. Sierpień był ponoć cieplejszy. Większość noclegów spędziliśmy w namiocie, na dziko (skandynawska tradycja) lub na kempingach. Najtańszy był  w Balestrand - jedynie 55 NOK od 2 osób, kuchenka i prysznic za darmo. Na większych i lepiej wyposażonych – 80 NOK, prysznic - 5 NOK za 4 min. Pomimo wielu gości w nocy było cicho. W pobliżu schronisk czasami można rozbić się za darmo, przy tych, które należą do DNT wypada zapłacić 30-45 NOK Tylko przy Spiterstulen były zakazy rozbijania się poza kempingiem, ale i tu widzieliśmy buntowników kilkaset metrów dalej. Noc w schronisku to 100-150 koron. Polecam tylko te bez obsługi. Można dobrze się wyspać, wysuszyć ubranie, pogawędzić przy świeczkach.

Tekst i foto z Hurrungane: Ireneusz Graff

Tekst napisany w 1997 roku, niektóre informacje mogą być już niezbyt aktualne. W 1999 roku ponownie odwiedziłem zachodnią Norwegię i pogoda była rewelacyjna: przez 2 tygodnie świeciło słońce i ani razu nie spadł deszcz! Zaś w 2001 roku poznałem północną Norwegię, zwłaszcza malowniczy półwysep Varanger. I tym razem pogoda dopisała... W 2004 roku zobaczyłem norweską jesień, zwłaszcza w pasmach Rondane i Dovre.



Info: http://graff.art.pl/teksty/ZNorwegia.htm
 
  Dzisiaj stronę odwiedziło już 2 odwiedzający (29 wejścia) tutaj!  
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja